envelope redakcja@polskiinstalator.com.pl home ul. Wąski Jar 9
02-786 Warszawa

Advertisement











fot.1 Vitovolt 200 00041 ViessmannNa początku marca 2015 r. Prezydent RP, Bronisław Komorowski, podpisał ustawę o OZE – akt prawny, który w Polsce powinien być już przynajmniej od 10 lat, a na pewno – od 2011 r. Polska jest jednym z ostatnich krajów UE, który wdraża regulacje prawne w tym zakresie i to jeszcze nie całkiem, bo wciąż czekamy na przepisy wykonawcze.

 

W związku z brakiem odpowiednich uregulowań już od 2011 r. Komisja Europejska chciała naliczać Polsce kary za niewdrażanie Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2009/28/WE z 23 kwietnia 2009 r. w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Prace nad ustawą o OZE przebiegały u nas długo i były przedmiotem wielu intensywnych dyskusji. Emocje, które temu towarzyszyły, wydają się jednak przesadzone, ponieważ w ogólnym bilansie energetycznym kraju udział energii elektrycznej nie przekracza 20%, na koniec 2013 r. – 11,3%, a ustawa w obecnym kształcie dotyczy w praktyce wyłącznie wytwarzania energii elektrycznej (ciepło tzw. systemowe zostało w trakcie prac komisji sejmowej całkowicie wyeliminowane). Pracom towarzyszyło ścieranie się interesów z jednej strony lobby OZE, które wzorem doświadczeń z innych krajów UE oczekiwało, że dzięki ustawie będzie względnie niskim kosztem osiągać przez wiele lat całkiem niezłe zyski, a z drugiej – oligopolu energetycznego, który mając monopol na dostarczanie energii elektrycznej w Polsce, nie chciał nic z tego monopolu stracić. Przy tak skrajnych postawach trudno było oczekiwać szybkiego i dobrego wyniku prac.

Kogo zadowolić?

Kalendarium prac nad ustawą o OZE
  • Grudzień 2011 r. Prezentacja pierwszego projektu ustawy o OZE. W ramach konsultacji społecznych do Ministerstwa Gospodarki wpłynęło około 2 tysięcy krytycznych uwag do tego projektu od organizacji branżowych i ekspertów działających w energetyce.
  • Październik 2012 r. Prezentacja drugiego projektu ustawy o OZE. Choć projekt oceniano jako dużo bardziej logiczny i przejrzysty oraz jako dobrą podstawę do dalszych prac, po konsultacjach trafił do szuflady.
  • Wrzesień 2013 r. Ogłoszenie tzw. małego trójpaku, który ma obowiązywać do czasu wejścia w życie ustawy o OZE. Ogłoszenie założeń do kolejnego projektu ustawy o OZE, tworzących tzw. schemat wsparcia OZE i zoptymalizowanych mechanizmów wsparcia dla wytwórców energii elektrycznej z OZE, który – pomimo krytyki – pozostał podstawą do uchwalonej ustawy.
  • Styczeń 2015 r. Uchwalenie przez Sejm RP ustawy o OZE. Procedurze towarzyszy kilkumiesięczna batalia o zgłoszoną w Sejmie „poprawkę prosumencką”. Poprawka zostaje zachowana w oryginalnym, korzystniejszym dla prosumentów kształcie, pomimo wcześniejszego sprzeciwu Senatu.
  • Marzec 2015 r. Ustawa o OZE zostaje podpisana przez Prezydenta RP.
  • ??? Czekamy na przepisy wykonawcze, które pozwolą wdrożyć w życie uchwalone uregulowania, nadadzą im realny wymiar i przesądzą o ich skuteczności.

Pierwsze podejście do prezentacji projektu ustawy o OZE miało miejsce w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia w 2011 r. i od razu był falstart. Trudno było bowiem nie odnieść wrażenia, że korzystając z ustawy o OZE, która z założenia miała wspierać rozwój energetyki w tym zakresie, jakieś lobby chce maksymalnie go utrudnić. Mówiąc dokładniej, pakiet projektów ustaw energetycznych, w tym ustawy o OZE, przedstawiony przez Ministerstwo Gospodarki, zamiast poprawy jakościowej obowiązującego systemu wsparcia i ułatwień prawnych dla nowych instalacji (zwłaszcza w ramach tzw. energetyki rozproszonej), zawierał propozycję prawie całkowitego odejścia od istniejącego systemu, nie dając w zamian żadnych rozwiązań zapewniających efektywne wsparcie dla rozwoju OZE w Polsce. Zdziwienie budziła np. likwidacja obowiązku zakupu energii wytwarzanej w źródłach odnawialnych przez operatorów sieci czy skomplikowany i niedopracowany system zawierający niewymagane przez dyrektywę unijną ograniczenia w dostępie do rynku instalatorów OZE przez stworzenie trudnych do spełnienia wymogów certyfikacyjnych. Do tego dochodziła rozbieżność między deklaracjami, które były zapisane jako ocena skutków regulacji, a rzeczywistymi konsekwencjami proponowanych rozwiązań prawnych. W rezultacie, w ramach tzw. konsultacji społecznych, do Ministerstwa Gospodarki wpłynęło około 2 tysięcy krytycznych uwag od organizacji branżowych i ekspertów działających w energetyce.

Projekt do szuflady

Po tej totalnej krytyce Ministerstwo Gospodarki zaprezentowało w październiku 2012 r. nowy projekt ustawy o OZE, który może nie był idealny, ale stanowił dobrą podstawę do kontynuacji prac. Wydawał się bardziej logiczny i transparentny niż poprzedni. Po korekcie niektórych współczynników przeliczeniowych dla świadectw pochodzenia oraz taryf stałych można było uzyskać gotowy akt prawny, który przyniósłby zakładane oszczędności w finansowaniu systemów wsparcia. Mógłby on być modyfikowany w zależności od rozwoju rynku, a także w stosunkowo szybkim tempie wprowadzony w życie.
Projekt zakładał wprowadzenie w Polsce rozwiązania hybrydowego, tj. taryf gwarantowanych dla mikro- i małych instalacji, oraz utrzymanie zielonych certyfikatów z odpowiednimi współczynnikami korekcyjnymi dla większych instalacji. Redukcja cen tzw. taryf stałych miała sens z uwagi na doświadczenia innych krajów, które z powodzeniem taki system zastosowały u siebie. Sztandarowym przykładem były Niemcy, gdzie ustawa o OZE została uchwalona już w 2001 r., a następnie – wraz z rozwojem technologii i wzrostem liczby instalacji podłączanych do sieci – od 2010 r. była nowelizowana, m.in. przez stopniowe ograniczanie feed in tariff, czyli taryf gwarantowanych na wytwarzaną z OZE energię elektryczną. W polskim projekcie ustawy taka degresja była przewidziana od początku. Uregulowania wspierały więc rozwój technologii wytwarzania energii w oparciu o OZE, ale i ograniczały tzw. turystykę biznesową, która ujawniła się w innych krajach jako efekt uboczny, powodując wzrost kosztów rozwoju OZE. Z tego powodu trwała dyskusja na temat redukcji niektórych zakładanych cen zakupu energii.
Polska w tym czasie była relatywnie w świetnej sytuacji. Nasi zachodni sąsiedzi ponieśli już spore koszty związane z wdrażaniem systemu wsparcia dla OZE, a my z ich doświadczeń mogliśmy „za darmo” korzystać. Niestety, gdy wydawało się, że gotowy, skonsultowany projekt naszej ustawy trafi do Sejmu pod głosowanie, zamknięto go w szufladzie – sprawie zaszkodził silny, medialny protest środowiska związanego z jednym ze źródeł OZE, dla którego przewidziano redukcję wartości zielonych certyfikatów o 10%, umiejętnie wykorzystany przez lobby dużej energetyki. W efekcie ministerstwo wycofało projekt, a potem (paradoks!) – ceny zielonych certyfikatów spadły trzykrotnie, czyli dużo więcej niż planowane 10% i stary porządek został przywrócony. Opieszałość we wdrażaniu dyrektywy mocno zaniepokoiła jednak Unię Europejską, która miała coraz większe wątpliwości, czy Polsce uda się osiągnąć zakładany 15% udział OZE w ogólnym bilansie w 2020 r.

  Autor: Janusz Starościk

Więcej o pracach nad ustawą o OZE, jej wpływie na inwestorów oraz  o tym jakie technologie będą opłacalne, a także o certyfikacji instalatorów można przeczytać w daleszej części artykułu w Numerze Specjalnym Polskiego Instalatora OZE 01/2015

Zamów
wersję drukowaną
NS 01/2015
  Zamów
e-wydanie
NS 01/2015

 

pi